Siostra Ewa o sobie
Mam optymistyczne podejście do życia, jestem osobą otwartą i towarzyską. Nie potrafię ukrywać emocji (choć czasem bardzo bym chciała), łatwo nawiązuję kontakty z innymi ludźmi, działam raczej szybko (dla niektórych aż za szybko). To czego nie znoszę to wystąpień publicznych, natomiast podczas zabaw integracyjnych i pogodnych wieczorów czuję się jak ryba w wodzie.
Ulubiony cytat z Pisma Świętego
„Jeśli więc Ja, Pan i Nauczyciel umyłem wam nogi to i wy winniście sobie nawzajem umywać nogi”. /J 13,14/
Ulubiona potrawa
Nie przepadam za potrawami mięsnymi (wyjątek stanowią kotlety mielone) i wszelkiego rodzaju kluskami, makaronami. W każdej ilości mogę jeść truskawki, ziemniaki z masłem i koperkiem, lody kawowe oraz… mleko w proszku (wiem, wiem, ale pytanie nie dotyczyło zdrowego żywienia).
Ulubione zajęcie w wolnym czasie
Lubię czytać książki, oglądać filmy biograficzne, rozwiązywać quizy i zagadki (choćby w Escape Rooms), interesuję się lotnictwem oraz bardzo chętnie zwiedzam nowe miejsca. Sądzę, że gdybym nie została siostrą zakonną to odnalazłabym się jako pilot wycieczek czy przewodnik turystyczny.
Bliski święty
Moi Przyjaciele to – Wszyscy Święci razem wzięci. W końcu ich uroczystość przypada w wigilię moich urodzin. Interesuję się biografiami w ogóle a szczególnie ludźmi, którzy dla Jezusa zostawili wszystko. Mam w swojej prywatnej bibliotece wiele pozycji, które stanowią wartościową lekturę duchową. Skłamałabym jednak, gdybym powiedziała, że wszyscy są tak samo ważni. W moim życiu sprzed klasztoru ważni byli – św. Marcin de Porres oraz św. Jan Bosko. A po tej stronie furty: św. Maksymilian Kolbe, św. Jan XXIII, św. Józef oraz św. Piotr.
„Wpadka” w klasztorze
Oj, trochę ich było przez te lata. Siostry czasem wypominają mi, jak to podczas spaceru w nowicjacie po Lesie Łagiewnickim zgubiłyśmy się. Zrobiło się ciemno, byłyśmy głodne jak wilki a ja zadzwoniłam do jakiejś chatki, którą znalazłyśmy i poprosiłam o kawałek chleba zamiast o pomoc w znalezieniu drogi do klasztoru…
Historia mojego powołania
Tak naprawdę to nie chciałam zostać żadną siostrą zakonną. Marzyła mi się rodzina i gromadka dzieci. Przeczytałam któregoś razu w „Rycerzu Niepokalanej” ogłoszenie, że siostry bernardynki zapraszają dziewczęta na jakieś tam rekolekcje. Może bym się tym wcale nie zainteresowała, gdyby obok nie było ogłoszenia, że ojcowie bernardyni organizują rekolekcje dla chłopców. Skojarzenie miałam tylko jedno, zwłaszcza, że termin był ten sam – że na pewno ojcowie i siostry zrobią jakieś wspólne spotkanie dla dziewcząt i chłopców.
Zgłosiłam się, pojechałam i… żadnego chłopca. Za to były kraty, rozmównica, siostry zakonne tak „zabudowane”, że nie było nic widać oprócz twarzy. Udał się ten żart Jezusowi, nie powiem. Następnego dnia przyjechał ojciec rekolekcjonista i zaczęły się rekolekcje. Nie pamiętam z nich nic poza… świadectwem tego ojca. Poruszyło mnie bardzo (do dziś mogę opowiedzieć jego historie) oraz to, jaki był przez te kilka dni, że po powrocie odmawiałam jedną modlitwę jak mantrę: Boże, żebym była taka szczęśliwa jak on. I wtedy naprawdę nie myślałam o jego życiu zakonnym, ale o tym, jaki żywy i osobowy był w jego życiu Jezus, co przekładało się na bardzo widoczne szczęście i radość tego zakonnika.
Zaczęłam regularnie odwiedzać siostry w Łowiczu. Podczas wakacyjnego wyjazdu KSM poznałam koleżankę z Łodzi (mieszkałam wtedy w Pabianicach) i zabrałam ją ze sobą do „moich” Bernardynek. Później ona zabrała mnie w dowód wdzięczności na rekolekcje do Sióstr Świętej Rodziny z Bordeaux. I tak funkcjonowałam – studia i wizyty raz u jednych sióstr raz u drugich. Modlitwa w sercu dalej ta sama: Boże, żebym była taka szczęśliwa jak on. Minęło prawie pięć lat i w końcu przyszła odpowiedź.
Przyjechałam na kolejne rekolekcje do Sióstr Świętej Rodziny, tym razem do wspólnoty w Aninie. Weszłam do kaplicy, żeby się przywitać z Jezusem i usłyszałam Jego głos: WITAJ W DOMU. Radość zalała moje serce. Z tych rekolekcji też niewiele pamiętam poza tym, jak o tym powiedzieć siostrom? Potem kolejne zmaganie, jak powiedzieć mamie? Jezus jednak przyszedł ze Swoją łaską i jakoś to przebrnęłam. Dziś, po tylu latach mogę powiedzieć tylko jedno: Jezus odpowiedział na moją modlitwę – jestem szczęśliwa – chwała Panu za to, że to ON jest moją Radością i Szczęściem. Życzę tego każdemu.


Poznaj również: Historię s. Wioli